wtorek, 15 grudnia 2015

z serii szalony tydzień...

Witajcie moi kochani !! :))

Ten tydzień mogę zaliczyć do ogromnie intensywnych tygodni....


Może zacznę od początku :) 
Na poniedziałek (7grudnia) byłam umówiona na pierwsze spotkanie z moją położną. Gdy tylko się pojawiła stwierdziłam, że jest to mega pozytywna babeczka :) Przede wszystkim doświadczona! Prawie 30 lat w zawodzie robi swoje! Byłam pod wrażeniem! Na początek jak wszędzie - papierologia.... karta pacjenta, PESELE, NIPy itp... oszaleć można! Powiedziała mi jak będzie wyglądała Nasza współpraca, że to pierwsze spotkanie jest takie typowo zapoznawcze, jeżeli będę miała jakiekolwiek pytania to zawsze mogę do niej zadzwonić i zapytać, a jeżeli nie to widzimy się po moim porodzie - gdzie będzie przychodziła do mnie raz w tygodniu, aby Nam pomóc i pokazać jak się opiekować Naszym maluszkiem :) Oczywiście nie obyło się bez prezentów - specjalnie poszła do przychodni żeby przynieść mi broszurki i próbki ! Trochę tego jest - mam co czytać :)




Super jest ta książeczka z NIVEA - Nareszcie razem - jest w niej kalendarz ciąży, kalendarz dla maluszka jak się urodzi, ćwiczenia dla kobiet w ciąży jak i po porodzie - generalnie mnóstwo fajnych rzeczy do poczytania :)


Próbki, próbeczki - oczywiście z każdego rodzaju po kilka sztuk, saszetek :) Super sprawa - bardzo polecała produkty Allerco :) Nie znałam wcześniej tej firmy, mam okazję ją poznać poprzez wykorzystanie próbek, które mi dała.


 Następnie nadeszła środa (9grudnia) - kolejna wizyta u lekarza. Jak zawsze na początku, przejrzenie wszystkich wyników badań, okazało się że mam glukozę w moczu i muszę to badanie powtórzyć żeby wykluczyć cukrzycę ciążową. Nadeszło badanie... oczywiście z Naszym Synkiem jest wszystko dobrze, prawidłowo się rozwija, ma wszystko dobrze wykształcone jak na ten etap ciąży, po czym bum ! Jak grom z jasnego nieba spadła na mnie informacja, że muszę natychmiastowo iść do szpitala, ponieważ mam skróconą szyjkę macicy - jedyne 2,8cm - Nasze maleństwo za szybko chce się z Nami zobaczyć.... Oczywiście się zdenerwowałam, na dodatek zapytałam się Pani Doktor o wypisanie mi zwolnienia lekarskiego od następnego piątku (tj. 18 grudnia), po czym stwierdziła że nie ma takiej potrzeby bo to że jestem zmęczona, mam problemy ze snem, bo mały mnie tak kopie i bardzo boli mnie kręgosłup nie jest powodem abym szła na L4.... a wysyła mnie do szpitala... no gdzie tu logika?!?!?!?! Ze skierowaniem miałam udać się jak najszybciej z rana następnego dnia.



Czwarek (10grudnia) - stawiliśmy sie z Moim Michałem w Szpitalu im. Franciszka Raszei na ul. Mickiewicza w Poznaniu chwilę po 8:00 - uwierzcie... na przyjęcie czekałam prawie DWIE GODZINY! Ponoć przyjęcia na oddział Patologii Ciąży jest dopiero od 10:00 - mijające się z prawdą informacje, na stronie podane godziny przyjęć 7:00-9:00 :o hmm ! Siedząc i czekając na korytarzu pytano mnie się chyba z 5 razy, czy mam skierowanie czy przyszłam sama i wierzcie lub nie, ale położna która wychodziła do domu ze swojej zmiany chwilkę przed 10:00 powiedziała żeby Panie na Izbie pamiętały żeby mnie przyjąć... SZOK! No więc poszłam, zrobili mi KTG, zbadali ciśnienie i wypisali przyjęcie do szpitala... stres jak nie wiem, bo to był mój PIERWSZY podbyt w szpitalu w życiu, nie licząc narodzin haha :D  kazano mi się przebrać w piżamę i szlafrok i zostałam zaprowadzona na oddział - Michała niestety wygonili, ponieważ odwiedziny były dopiero od 14:00 - więc zostałam sama... Kazano Nam się pożegnać i Michał musiał wyjść, jak tak trzeba to co zrobić... no więc na początek miałam zrobiony wywiad z położna - bardzo szczegółowy, po czym mogłam pójść na salę i położyć się na "swoim" łóżku, na sali leżały dwie Panie, jedna w 19 tygodniu, a druga w 39 tygodniu ciąży - było dziwnie na początku, tak sztywno :P Dostałam obiad - ale w trakcie jedzenia zostałam poproszona na badanie, badał mnie baardzo sympatyczny Pan Doktor i Pani Stażystka, która dopiero co się uczyła wszystkiego i przeprowadzała ze mną drugi wywiad już na sali. Leżąc na łóżku podczas USG dowiedziałam się, że Nasze dziecko waży pół kilo ! PÓŁ KILO NASZEGO SZCZĘŚCIA <3 Lekarz mnie zagadywał żebym się rozluźniła, po badaniu powiedział mi tylko, że zostanę w szpitalu ale nie wie jak długo ponieważ muszą mnie poobserwować, co mnie jeszcze bardziej zestresowało, ale skoro tak trzeba to co zrobić - wszystko dla Naszego dobra <3 Wróciłam na salę, dokończyłam obiad i dostałam kroplówkę z magnezem, która leciała ponad 5godzin i czułam się po niej strasznie senna i jakbym miała ze 100 stopni w środku! Masakra! Wieczorem odwiedził mnie mój brat i zrobił mi małe zakupy, co bym mogła podjeść między posiłkami szpitalnymi, które były w godzinach 8:00 - śniadanie, 12:30 - obiad, około 17:00 kolacja :P



Na drugi dzień (11grudnia) na obchodzie nie dowiedziałam się niczego konkretnego, ponieważ lekarze byli jak DUCHY - dosłownie... między sobą powiedzieli tylko, że jest u mnie podejrzenie niewydolności szyjki macicy... zjadłam śniadanie:



Musiałam sfotografować :D na szczęście miałam swoje wieloziarniste bułeczki i nie było tak źle :) Chociaż obiady nie były najgorsze troche jałowe, ale zdatne do jedzenia. No i dostałam kolejną kroplówkę, po której znów płonęłam....



Tym razem leciała ponad 6 godzin, ponieważ poprosiłam żeby położna puściła mi ją wolniej, bo lepiej się wtedy czułam... Na szczęście na sali był telewizor, oczywiście na pieniążki - 2zł nominał, o który można się bić :D przynajmniej nie było tak cicho :)





O 14:00 przyjechał do mnie mój kochany Michaś z wiadomością, że będę miała niespodziankę - oczywiście jak to ja nie mogłam wytrzymać i zastanawiałam się, co to może być za niespodzianka! Na zakupy chodził mi na raty, po czym jak wyszedł to nie było go dłuższy czas - aż tu nagle wchodzi, a za nim moja niespodzianka! - jego siostra Klaudia, której bardzo dawno nie widziałam :) ucieszyłam się strasznie! Było zabawnie siedzieli ze mną aż do końca odwiedzin, więc nie czułam się osamotniona :)))

W sobotę (12grudnia) wszystko działo się troszkę później z racji tego, że był weekend i na oddziale był tylko jeden lekarz dyżurujący i ordynator - obchód oczywiście niczym duchy poraz kolejny - między sobą powiedziane tylko, że cytuję "ta Pani sobie jeszcze poleży", sprawdzono czy mam łóżko ustawione tak że nogi są trochę wyżej niż reszta ciała i poszli... No i kolejna kroplówka, ta trzecia najgorzej na mnie zadziałała, byłam strasznie senna i spałam dwa razy w ciągu dnia na dodatek strasznie bolala mnie ręka od węflonu... Po południu przyjechał Michał, czas szybciej zleciał - najgorsza była noc... Budziłam się chyba z 6 razy z bólu ręki... Opuchnięta od igły... nic fajnego, zwłaszcza dla kogoś kto leży pierwszy raz w szpitalu...

Niedziela (13grudnia)! Wyczerpana po nocy, obchód na którym w końcu się coś dowiedziałam! Nie dostałam już żadnej kroplówki, zostałam poproszona na badania i jeżeli będzie wszystko dobrze to wypuszczą mnie do domu. Coś pięknego - byłam taka podekscytowana, że aż się trzęsłam :) oczywiście nie obyło się bez dziwnych akcji pod gabinetem diagnostycznym... Czekam, czekam, czekam... Wychodzi położna, mówi że dostanę dokumenty do wypisu i nie będę badana (a na obchodzie Pani Doktor powiedziała, że musi mnie zbadać...), przyniosła mi te papiery, wychodzi Lekarz, wchodzi do windy po czym się wraca i mówi że przecież miała mnie zbadać... ja takie WTF?!?!?! Wchodzę, bada mnie i mówi, że wychodzę do domu! Radość niesamowita <333 Dostałam receptę na leki, które przyjmowałam w szpitalu, poszłam się spakować i czekałam z niecierpliwieniem na Michała! :))

Jak dobrze być w domu <3 To był najbardziej zakręcony tydzień jaki chyba kiedykolwiek miałam! Najważniejsze, że z Rafałkiem jest wszystko dobrze! <3



Na koniec parę rzeczy dla Naszego Synusia <3 




(Babcia Gosia zwariowała :))



TAK BARDZO CIĘ KOCHAMY Z TATĄ NASZ SKARBIE <3


Ale się rozpisałam, ale nie dało się tego wszystkie skrócić! :) Miłego czytania!

Buziaki - Paulina :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz